Odpoczynek od Polityki ...Popieram. Moja pani musi odpocząć.
Odkąd pamiętam, kochałam koty. Mama nie cierpiała. One są wredne ''śmierdzą'' i nie dają się tresować - mówiła. Nie są. Indywidualność to ich urok ;)Fizjologia podobna do ludzkiej. Dlatego ci co nie rozumieją tego, nigdy nie dogadają się z kotami. Kot będzie bawił się kiedy chce.Nawet nauczy się zwyczajów swojego opiekuna, by lepiej go poznać. Gdy ma ochotę chętnie "popisze się" co odkrył;) itd itd;
Mama nigdy nie pozwoliła przynieść do domu kota. Lubiła psy i to tylko rasowe.
'' NALKA''
Sąsiadka zaproponowała kotka. Mówiła został jej, bo ktoś zrezygnował. Jest do zabrania od zaraz. Kotek miał (3,-4 tygodnie)Poszłam z córką, bo to jej miał być. Obie zakochałyśmy się od pierwszego wejrzenia. Córce miłość przeszła, gdy zauważyła, że Ona lubi bardziej moje towarzystwo niż jej . Były rozmowy, a jakże;)))
Tak minęło 5 lat. 23 Czerwca, moje imieniny. Siedzę sobie w fotelu, z poobiednią kawą. Czytam sobie zaległości. Córka z koleżanką w swoim pokoju. Nagle słyszę drapanie pazurami o parapet. Podchodzę do okna. Spojrzałam do góry na górny róg. No nie ! Jaskółki znowu zaczynały zakładać gniazdo! uff ! Serce mi skoczyło do gardła . Zaczęłam wołać odruchowo. Te szorowanie po parapecie to jej pazury, SPADŁA! Wołam córkę:
- Ola szybko, Nala wypadła z okna (8 piętro)biegnij po schodach.
Pojechała windą, wiec ja po schodach. Po kilka stopni. Skręciłam nogę ale nie czułam bólu. Pod oknami był ogródek sąsiadki z parteru. W ogródku był krzak Bzu. Weszłam szybko do ogródka podniosłam ją z ziemi i niosę na rekach do weterynarza.Za mną procesja dzieci, bo Ola zdążyła rzucić hasło.
Proszę Olę - idź proszę pierwsza, ja nie dam rady tak szybko. Poproś, by przyjął nas bez kolejki i opowiedz co się stało.
Zanim ''dobiegłam'' minęło 15 minut .Weszłam zaraz, to fakt. Poprosiłam lekarza by ratował kota za wszelką cenę. Powiedział: - nie mam tutaj aparatu do prześwietleń, ale na pewno ma wszystko wnętrzności odbite. Jest duży i ciężki. Po szoku będzie cierpiał. Proponuję pani natychmiast uśpić go...w trakcie badania wyjął z tylnej łapy patyk. Wbił się na wylot. Pewnie z drzewa.Powinien więc zamortyzować upadek ?...Po chwili dostał zastrzyk usypiający. W domu po paru dniach analizowałam tysiąc razy sytuację. Obwiniałam siebie, że zgodziłam się na podanie śmiercionośnego zastrzyku. Może Nalka przeżyła by jednak?
Płakałam jak dziecko z gilem do pasa. Po chwili dotarło do mnie co lekarz mówi.
- Nie zareagował, to dziwne... muszę dać mocniejszą dawkę. Głaskając Nalkę patrzyłam w jej oczy. A one mówiły mi: zabierz mnie do domu, nie chcę odchodzić od ciebie...zabierz...
Ja już nie byłam w stanie oceniać sytuacji. Zaufałam lekarzowi. Bałam się ryzyka jej cierpienia po kilku godzinach. A może by przeżyła ?
W tym dniu chciała złapać jaskółkę dla mnie? Przecież spała jak czytałam...
MOJA rozpacz trwała bardzo długo. Każdego dnia z rana, oczy otwierałam i już były pełne łez. Automatycznie.Wspomnienia mnie maltretowały...
Nie musiałam nastawiać budzika. Nala mnie budziła zawsze o 6-ej punktualnie. Całowała rękę, całe przedramię, do dłoni. Czasami musiała sięgnąć nosa, gdy twardo spalam. Myślałam, że nigdy już nie pokocham innego kota...Od tego czasu minęło 28 lat...Obrazy wciąż żywe 😀Nigdy jej nie zapomnę. Żaden kociak jej nie zdetronizuje.Będzie wyjątkowa.Na wieki.
Pewnego dnia, moja Oleńka postanowiła znaleźć mi kota. Kiedyś wspomniałam, że nie chcę żadnego, a jeśli już, to chłopak i rudy. Było to w formie żartu.
PO ROKU. Córka wpada po szkole do domu i krzyczy od progu, mamuś, mamuś zobacz co ci przyniosłam. Odwija kurtkę a tam rudy kociak! Pchły, jakby ktoś garść maku mu sypnął. Oczy miał zaklejone ropa, albo był ślepy, bo nie można było ocenić.Sama skora i kości. Z nosa jakby ropa. Feeee...mobilizacja wszystkich zmysłów😉
Ola: |--mamuś, zawsze chciałaś rudego kota, mam go znowu dać koło śmietnika?
- uf, kochanie, nie przewidziałam tylko, że wcelujesz w moment, gdy źle się czuję. Powinnam leżeć. Poza tym, szczerze mówiąc, nie czekałam na takiego pchlarza i z nosówką.
- a ty wiesz jak ciężko natrafić na rudego? Same czarne i biało-łaciate. Takie są bez domów i jedzą na śmietnikach, bo nikt ich nie chce...a rudy to okazja ...i wlepiła oczy co zdecyduję
- no ok Oleńko, jeśli pójdziesz do lekarza i zechce leczyć kotka.Nosówka to poważna choroba dla malucha, no ale skoro to ''okazja''..?
- Spokojnie. Pójdę sama do lekarza...mam już 8 lat! (hi, hi)
Poszła. Ola miała swój urok ha, ha, ha. Ciężko było jej wtedy odmówić...cokolwiek.😋 Powiedziała, że znalazła kotka na śmietniku i musiała go uratować, bo dorosłe koty nie pozwalały mu jeść jak znalazły coś. Spytała czy może go uratować, bo mama jest chora i nie może przyjść. Lekarz - No cóż ratowniczko, jeśli będziesz codziennie przychodziła rano i wieczorem na zastrzyk, to może go uratujemy. Przyrzekła, że będzie. Właśnie się wakacje zaczęły.
-Ile będzie kosztowało leczenie ? - spytała na drugi dzień.
- ja też mam serce Oleńko i skoro ty zabrałaś kotka spod śmietnika, to ja uratuje go lecząc za darmo. Mam nadzieję, że będzie walczył i wyzdrowieje.
Felek wyrósł na cudownego mądrego kota. Jak miał 5 lat, wyjechał z nami do Francji. wreszcie zaczął wychodzić i podziwiać naturę. W ciągu lat zachorował tylko raz. Tyfus koci. Podawałam mu wodę co godzinę, przez 2 doby. Zdążył się szybko odwodnić. Lubił wychodzić na łąki, polować na myszy i przynosić nam pod drzwi.
Rok przed odejściem dostał paraliżu, wylewu. Jakby padaczki? W domu.To by szok. Nagle prześlizgnął się przez cały salon na grzbiecie. Z otwartym pyszczkiem i wywalonymi oczami i trzepał łapkami. Po kilku minutach uspokoił się. Jakby zdziwiony co się stało. Poszłam do lekarza. Powiedział ,ze on już nie będzie chodził. Radzi go uśpić, będzie się męczył. 17 lat to już poważny wiek dla kota.
Tym razem ja zdecydowałam. Zabrałam go do domu. Po dwóch dniach zaczął jeść i pić. Spał obok mnie w koszu.Nosiłam go do kuwety 2 miesiące. Pewnego dnia obudziłam się i patrzę nie ma kota w koszu. A on ześlizgał się z tapczanu i doczłapał do kuwety sam. Od tej pory robił to samodzielnie. Chodził kiwając się na boki , ale chodził ! Wygrzewał się na słońcu i obok mnie, cały szczęśliwy.
Odszedł po roku od ataku. Miał 18 lat. Dał mi czas, bym oswoiła się z jego odejściem?
Nie rozpaczałam tak jak po Nalce... Mój mąż był zazdrosny o Felka, wiec kupiłam mu Funię. Zakochał się w niej także. Nie przepadał za kotami wcześniej. To długowłosa puszysta czarno - biała piękność. Głaskali się 8 lat. Mąż już odszedł 8 lat temu. W tym samy roku co Felek.W odstępie 2 miesięcy, Straciłam dwa kochane światełka w 2015.
To był trudny Rok.
Fuńka ciągle żyje. Ma 16 lat. Nauczyła się wychodzić od pięciu lat do dużego ogrodu i koło domu. Wcześniej miała balkon duży. Bardzo sobie chwali końcówkę żywota. Ma się gdzie schować w lecie. Do lasu jeszcze się nie odważyła. Jest obok.
Można pokochać zmieniające się w domu koty. Jednak wiem, że tak jak w życiu, każda miłość jest inna. Nie znaczy lepsza, gorsza...po prostu inna. Każdą warto przeżyć, jesli sie trafi. Koty też mają swoją osobowość. Wszystkie kochałam o wszystkie się troszczyłam. Wiem, że kotom jest też dane to ''COŚ'' wyróżniającego ich spośród innych kotków. Zarazem magicznego, co rzuca ''urok na wieki'' 😉 Jak wśród ludzi.
Tak,tak bywa... Koniec
💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗
Serduszka dla kotków i "kociarzy"😻
Cudowna muzyka nie ma narodowości. Jest do słuchania...po prostu😉
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz